8/31/2014

Holiday is over

Cześć kochani !

Ostatni weekend wakacji.
Tam tam tam taaaaam.
Co Wy na to ?

Ja nie żałuje, w sumie cieszę się , że wrócę do znajomych, zabawy, rozmów itd.
Zapewne nie zabraknie stresujących sytuacji i wyzwań...
Ale , ale !

Z moją przyjaciółką postanowiłyśmy jakoś umilić sobie przyszły rok zaczynając od teraz.


Zainspirowana Natalią postanowiłyśmy zacząć częściej odwiedzać okoliczne knajpy i próbować nowych potraw.
Zajrzałyśmy więc do restauracji "Cynamon ".



Powróciłam do jedzenia mięska ( nawet nie wiedziałam ze tak mi go brakowało, ostatnio pochłonęłam cały gar indyka w pomidorach na serio, chyba zjadłam na raz pół kilo , hahaha ,
 ale niedobory są już na bieżąco uzupełniane ) a wiec na pierwszy rzut poszła sałatka z kurczakiem, serem pleśniowym, mixem sałat, orzechami włoskimi polane sokiem z pomarańczy ( zgaduje ).

Jeśli chodzi o mięso w domu, jem indyka, bo to jedyne mięsko nie dające sie naszpikować  hormonami + są hodowane w lepszych warunkach niż kurczaki , co wpływa na ich jakość . 
Zestresowane mięso to smutne mięso ;<

Tak samo z sposobem jedzenia jest u ludzi - im jemy szybciej , bez przeżuwania , w stresie tym nasze ciała , włosy i paznokcie dają to po sobie znać.
( wnioski oparte na własnej obserwacji, niestety  )

Ale wracając - sałatka trafia na listę " do powtórzenia". 
Knajpka znajduje sie blisko mojej szkoły ( w sumie w drodze powrotnej ),
 tak więc jako  kolacja lub posiłek przed nią będzie idealna.
Chrupkość orzechów, słodycz soku pomarańczowego i jabłka, ciekawy smak wydobyty dzięki przyprawą w których kurczak był obtoczony.
 Była lekka , mega, mega , mega pyszna  ,nie obciążająca . Tak jak lubię !
Bo jedzenie ma dawać energie a nie powodować że trawimy coś przez milion godzin a potem ciężko nam wstać.


Mimo wszystko czułam jeszcze głód ,więc zdecydowałam sie zamówić specjalność restauracji - Naleśniki z prażonym jabłkiem i cynamonem.


Jeden dzień z glutenem nikomu nie zaszkodził.
Zresztą - nie mam żadnej nietolerancji - po prostu lubię czuć sie lekko i mieć energie po jedzeniu.
Przy okazji po białej mące momentalnie robię się głodna.

Naleśnik jak naleśnik - wielkiego WOOW nie było. 
Nie jestem fanką obiadów na słodko - może dlatego ? 
Może pierogi z serem feta i szpinakiem będą lepsze następnym razem  ?



Sobotę spędziłam na koncercie w Straszęcinie, obok Dębicy.
Grali m.in Grubson, Happysad i Jamal. 
Nie mój typ muzyki ale i tak bawiłam się świetnie + wyskakałam sie za wszystkie czasy.

 A no tak - i przefarbowałam włosy, na rudy kolor niczym u Ariel .
 Użyłam farby zmywalnej wiec kolor i tak prędzej czy później sie zmyje a ja poczekam aż włosy sie odbudują i pójdę do fryzjera na trwały kolor + ombre. 
Jak myślicie - robić mniej intensywne rude ( chyba te czerwone to nie dla mnie, sama nie wiem ) czy raczej pójść w brązy ?


W przerwie miedzy wykonywaniem milionów ilustracji modowych ( które niebawem postaram się umieścić na osobnej stronie, bo pracuje nad portfolio ) wyskoczyłam w niedzielę na mały shopping do wielkiego second-handu. Akurat dziś wszystkie ubrania były po 2 zł. Zobaczcie co udało mi sie kupić za nieco ponad 20 zł ! :



Urocza spinka w stokrotki i plecaczek z czarnego, skóro-podobnego materiału - w sam raz na mały szkicownik, telefon, portfel, klucze i inne bzdurki !




Siatkowany sweter z firmy H&M i zwykły biały top od Topshopa ( kupiłam tylko ze względu na to, ze to z linii Kate Moss :D )



Crop top w stylu amerykańskim ( że też nie mam do niego spodenek z wysokim stanem ) i duża bluzka z wiewiórą dla wiewióry ( ej, kurcze,rzeczywiście -  te włosy + 
zamiłowanie do orzechów... )


Koszula w pasy i zwykły t-shirt w niesamowitym, śliwkowym kolorze ( zdjęcie na prawdę  nie odzwierciedla koloru, jest na serio magiczny)


Koszula w niesamowicie intensywnym kolorze i z wspaniałym kołnierzykiem oraz lejąca koszula z H&M. 

I co - da się - jasne że sie da !
20 zł i garderoba na jesień prawie kompletna.


A to akurat zdobycze z wcześniejszego wypadu którego dla was nie streściłam - second hand to również bazar z starociami , elektroniką oraz... biżuterią.
Jest coś magicznego w starej biżuterii. Nigdy nie wiadomo, może kiedyś uda mi sie kupić coś złotego za grosze?

Nie ma nic lepszego jak zakończyć wakacje dobrą muzyką, zdrowym , pysznym jedzeniem, doborowym towarzystwem oraz zakupami.

Teraz kończę " doić " migdały na mleko migdałowe oraz piec mini chlebek bananowy ( wynik eksperymentowania w kuchni , niebo w gębie !)



Całuje Was gorąco i życzę Wam oraz sobie miłego początku szkoły. 
Mam wiele planów i celów  ( zdrowie, ( a potem ) bieganie, więcej jogi, prawko, lepsze oceny, szkolenie stylu w rysunku oraz w modzie itd ) na ten rok, także możecie sie spodziewać niestety rzadszych wpisów ale może trochę nowości ? Świetnie by było jakbym dawała rade pisać 2 razy w tygodniu, regularnie. Zobaczymy z czasem.

 Oby sie działo i obym wyrobiła z ambicją, zdrowiem i nauką. 
Pozytywne myślenie forever !

xoxo
Kocham Was wszystkich !

Emilia

8/27/2014

It's time for real smile, babe



Godzina 10.
Wychodzę z jęczącym ( jeśli kiedykolwiek słyszeliście proszącego o spacer mopsa, na pewno wiecie jak takie biadolenie wygląda ) Vinnym na spacer.

Koniec sierpnia, leje jak z cebra .

Idę przed siebie, Red -Hoci grają w słuchawkach nadając przyjemny, intymny klimat pomiędzy mną i lasem. Spoglądam w górę zza kaptura przydużej kurtki kryjącej mnie przed strugami kropli. Jedna spada na spierzchnięte usta, spływa po nich a na mojej skórze pojawiają się ciarki. Definitywnie to nazywam właśnie magią.

Kiedy odkrywasz że do prawdziwego szczęścia nie potrzeba wcale jakiś wymyślnych błyskotek ani ludzi którzy rzekomo podniosą twoje poczucie własnej wartości głaszcząc cie po głowie jak posłusznego pieska.

Wystarczy jedna kropla.

Widzę ślimaka, i kałuże, i drzewa i liście. I myślę nie-myśląc.
 Jestem gdzieś indziej, to jak wtedy podczas rysowania. Pozwalam aby coś przepływało przeze mnie, pozwalam na wewnętrzny spokój, radość wynikającą z niewiadomej przyczyny, szczęście że jestem w odpowiednim miejscu i odpowiednim dla siebie czasie.

Symbole, znaki, kolory, faktury drzew.
I ja, taka mała a jednak wielka za razem.

Deszczowy koniec sierpnia jest dla mnie szczęśliwym końcem wakacji. Otwiera oczy na rzeczywistość i prowadzi mnie do miejsca w którym osiągnę to co sprawi że pozostanę sobą.

Czasem nauka jest bolesna, czasem prawda która bezlitośnie otwiera zaspane oczy daje mocnego kopniaczka w tyłek, ale po to własnie jest Świat - aby nad otrząsnąć z błędnych złudzeń które niczym kałuża błota trzymają nas w miejscu, w którym już dawno nie powinniśmy być.

Czas zmian. Zmian które są bardzo istotne.

Często wewnętrzne zmiany idą wraz z zewnętrznymi w parze.
Ruda farba do włosów i plany odnośnie ombre czekają na swój właściwy moment w szafce, a skóra powoli przygotowuje sie na...








No właśnie, planuje zrobić tatuaż i to na pewno nie jeden. Na razie nie bede rozpędzać sie zbyt szybko bo nigdy nie wiadomo gdzie mnie świat poniesie.
Jak już wcześniej wspominałam, niesamowicie wielka wartość symboliczną mają dla mnie trójkąty. Powiecie : " No tak, jakie to proste, przecież są teraz w modzie".
Może i tak jest, ale czy to oznacza ze mam sobie nie dziarać trójkąta ;D ?

Trójkąt oznacza siłę która wie wszystko, Siłę, która mnie prowadzi, nawet gdy już myślę, że dłużej nie dam rady. Oznacza też zmianę. Ludzie muszą sie zmieniać - to nasz naturalny proces. Doroślejemy i to do nas należy wybór, czy staniemy się 99% społeczeństwa czy jednak będziemy podążali za swoja własna intuicją.

Myślę też o napisie na karku, coś co już od roku siedzi mi w głowie.
A no i ten króliczek - jest taki cudowny *.*
Jednakże na razie może daruje sobie uszaki, bo rozpędzę sie zbyt daleko , a to mogłoby mieć dla mnie niezbyt fortunne skutki ( hahaha mops na czole ? )

Tatuaż , tatuażem, jak na razie mam w planach. Myślę nad zrobieniem sobie go po ukończeniu prawa jazdy, które niemiłosiernie zwlekam i siłowo pcham do przodu.


< widzicie mistrza drugiego planu ? ;> >

Zaczynam zwracać uwagę na ludzi. Bo to oni są największą wartością. 
Są tacy, którzy są darem z niebios, odpowiedziom na wołanie o pomoc. Taka właśnie jest moja znajoma z klasy.

Jest niesamowita - ostatnio kiedy miała  naprawdę kiepski humor ( nie będę lepiej pisać co miałam ochotę sobie zrobić ), ni stąd, ni z owąd dostałam od niej sms-a , czy ze mną wszystko ok.
A nawet do niej nie pisałam !
Tak jakby wyczuła że jest kiepsko!

Niesamowita siła. Jestem ogromnie wdzięczna ze poznałam tak blisko pokrewna duszę !



Ostatnie dni wakacji spędzam, a jakby inaczej, na ilustrowaniu.
Kończe napoczęte prace, jeszcze z Paryża, powstrzymuje się od napoczynania nowych ( tyyyllee pomysłów !!! ), przeglądam magazyny mody, które powoli otaczają mnie jak druga skóra . Powciskane na półkach w kolejności datowej stanowią największy skarb podczas tworzenia.
Kocham moje "art-studio " !!!

Lenię się potwornie, pijać cudowną cykorie ( aby zastąpić kawkę), herbatki ziołowe i ( zbyt dużo ) czarnej herbaty. Staram sie energetyzować trawiastym smoothie . Ooo-k, smakuje jak zielsko dla królika, ale działa cuda, na serio.
Jarmuż, szpinak, natka pietruszki, ogórek naturalny, imbir i sok z cytryny.
Rodzina patrzy z skrzywioną miną na mnie popijającą zieloną maź, a mi powoli zaczyna to smakować.



Nowa miłość - ciemna czekolada. Znaleziona i przywieziona z Francji ( zawsze jak tam jestem kupuje zapas ), 100% naturalna. Jest fantastyczna, intensywna ale nie powoduje tzw. " wykrętu języka" jak 99-cio procentowa z Lindta.

Pozwoliłam sobie też na bezglutenowe płatki owsiane i powracam do świetnych nocnych owsianek z słoika.



Rozmawiając ze sobą w lesie zapytałam siebie " co mam zrobić aby stać sie bardziej sobą". Wcześniej na pytanie " Gdzie jesteś, Emilko? " nie otrzymywałam odpowiedzi. Stałam się dosłownie przerysowaną laleczką podpiętą do systemu. Ja nie jestem taka , do cholerci !

Ważąc walizki w Paryżu postanowiłam sie zważyć. Nie lubię tego robić, bo waga kompletnie mnie nie interesuje, ale chciałam wiedzieć, bo wiedziałam że jest nie za dobrze.

46 kg mnie troszkę przeraziło.
Tracąc 6 kilogramów straciłam siebie.
Miłość.
Pasje.
Radość.
Siebie.
To co czuje, to co myślę, to co kocham.
Została tylko chudziutka Emilka skłębiona ze strachu.

Jedzenie to nie moja pasja. Nigdy nią nie była i nigdy nią nie będzie. Jedzenie to źródło energi, a jeżeli mam wybór, wole dostarczyć sobie pełnowartościową energie do brzuszka.
Lubie jeść dla siebie zdrowo, aby mieć siłę. Tyle.




Kupiłam też kobiecy segregator ( Tesco yeah ! ) i robię z niego portfolio. Muszę zebrać wszystkie prace do całości, bo podczas tych wakacji trochę ich przybyło.
Martwię sie tylko ze na starość dostane skrętu nadgarstka prawej ręki  przerysowania, hahha.

To jest fantastyczne, jak można połączyć swoje dwie pasje w całość - modę i sztukę. 
Poszukiwanie siebie w ilustracji, szukanie rozwiązań, części, sklecanie w całość.
Ołówek, ja i rysunek.
Ambicie, marzenia, sny na jawie.
Inspiracja, ruch, kolor.
Smutek, radość, zaduma.

Tyle jest do wyrażenia, tyle do narysowania.
To ratuje czasem tyłek z opresji.




Uroczy plan do szkoły wisi pusty na drzwiczkach szafki.
Szczerze - nie mogę doczekać sie ludzi w szkole. nie mogę doczekać sie tego wszystkiego, dążenia do celów, udoskonalania się. 
Martwię sie że nie znajdę czasu na rysowanie ( hello dodatkowy angielski i matmo , nauko Correla, fotografio i maturo za dwa lata), ale wiem ze tak na prawdę do są dwa ostatnie lata uwiązania.

W mojej szkole niestety nauczyciele nie patrzą za miłym okiem na ilustracje mody. Polska kompletnie nie uznaje tego, ze moda to też sposób wyrażania siebie, choćby nawet przez rysunek.

Szczerze ? Nie kręci mnie projektowanie plakietek na wizytówki - ja potrzebuje życia, ruchu, emocji !

A panu od projektowania który złośliwie zapytał " po co ty rysujesz te bzdury w tym zeszycie" pokaże jeszcze język ! Hahah ;D

A tym czasem lecę przygotować się na spotkanko, przytulić rodzinę i powiedzieć im jak bardzo ich kocham, może wypić setną herbatkę z imbirem

xoxo
Emilia

8/22/2014

Shopping Haul from Paris

Cześć kochani !

Ach powroty nie są łatwe , szczególnie z Paryża do Polski.
Ale wiecie co - nie narzekam, bo po samym przyjeździe czekało na mnie w Polsce mnóstwo niespodzianek !


Prosto z lotniska całą rodziną pojechaliśmy na obiad do Ikei gdzie również kupiłam ostatnie najpotrzebniejsze rzeczy do wykończenia pokoju.

Otwieram drzwi do pokoju obładowana milionem walizek i toreb i co widzę ?
Wielką paczkę.

Dostałam wieeelgachny karton wypakowany stertą Elle, Vogue, Cosmopolitanów, Glamour, Marie Clarie i mnóóóstwa innych gazet. Były też płyty z pillatesem, jogą oraz trzy książki które zamówiłam przez Amazona. Moja siostra podczas pobytu w Irlandii załatwiła dla mnie to wszystko <3<3<3
Tyle dobra, o matko !
Taka siostrzyczka to skarb !

Pewnie domyślacie sie ze noc nie była przespana najspokojniej :>

Chciałam Wam pokazać co udało mi sie kupić podczas miesięcznego pobytu w stolicy mody.
Większość pieniędzy wydałam na szkicowniki, gazety i książki ale nie obyłoby sie bez modowych dodatków. Miano zakupoholiczki zobowiązuje, a co !


Białą marynarka z H&Ma upatrzona na wyprzedażach. Szczerze powiedziawszy rzadko kupuje ubrania po stałej cenie, częściej trafiam na wielkie przeceny i wtedy pozwalam sobie na więcej.
Marynarek nie mam zbyt dużo i myślę że taka za niecałe 40 zł będzie sie fajnie sprawdzała w bardziej eleganckich outfitach.




Moja szafa ugina się od nadmiaru ubrań - i nie, nie wydaje na nie fortuny !
Kiedy wchodzę do secondhandu w dzień dostawy przestają się liczyć jakiekolwiek ludzkie słabości. Pragnienie? Głód? Zmęczenie? Duszność? Co to, to nie !

Trzeba być twardym . W tym pojedynku jesteś tylko ty, miliony wieszaków, inne zachłanne babska i oczywiście - ubrania. Ale wyzwanie warte jest nagrody !
Ale nie o ciucholandach dzisiaj.

W Paryżu kupiłam dwie bluzeczki, nie chciałam wydawać pieniędzy na rzeczy które i tak już mam ( zresztą ograniczenia bagażowe mi na to nie pozwoliły :C )
Miętowa, oversizowa koszulka z Zary za ( uwaga, uwaga ) niecałe 2 euro oraz czarna koszulka na grubych ramiączkach z New Looka. Ma niesamowite wykończenie koronkowe na samym dole i myślę, że będzie świetną bazą pod zwykły, prosty outfit . Wygląda świetnie z dodatkiem ciężkiej, złotej biżuterii .



 Zaszalałam i kupiłam czarny, duży kapelusz , również z H&Mu.
Niesamowicie podobają mi sie stylizacje z takim kapeluszem i długo zastanawiałam sie czy sobie taki sprawić. Uznałam że życie jest o wiele za krótkie żeby nie nosić rzeczy które nam sie podobają !


Urocze trampeczki po przecenie, które już dawno miałam upatrzone w Polsce.
 Delikatne ( i niestety białe co przy mojej niespożytej energii i łatwości w brudzeniu nowo zakupionych rzeczy może okazać sie zgubne ) , koronkowe i bardzo słodkie ;) Również z H&Mu.


Kosmetyki !

Ostatnio rzadko sięgałam po rzeczy do make-upu, chciałam dać odpocząć cerze od ciężkiego makijażu.
Patrząc jednak stwierdziwszy ze hej - jestem dziewczyną ! Kosmetyki są stworzone dla mnie i mogę wyrażać siebie również przez to jak sie maluje !
Teoretycznie mój codzienny makijaż nie jest jakiś wyjątkowo wymagający i podczas tzw. zakupów kosmetycznych jestem raczej przewidywalna.


Podstawą całości jest kocie oko.Idealnie pasuje do mojego kształtu twarzy i najlepiej się z nim czuje. Dzięki temu filmikowi nauczyłam sie go robić jeszcze lepiej.

Wypróbowałam już sporo eyelinerów - poprzez te mokre, w formie pędzelków aż po żelowe w słoiczku. Na co dzień najlepiej sprawdza sie u mnie taki w flamastrze poprawiony potem dokładniej żelowym . Zawsze jak jestem w Krakowskim H&Mie robię zapasy takich na kilka miesięcy .


Jasne cienie idealnie rozświetlają moje oczy ( często zmęczone przesiadywaniem po nocy nad kartką swoją drogą ), nadają kobiecości i delikatności a dodatkowo eksponują czarną kreskę.
Z tego co wiem, H&M produkuje sporo rodzajów tych cieni, mam również odcienie beżów i brązów z serii smoky i jestem z nich mega zadowolona, dlatego postanowiłam dokupić ich nieco subtelniejszą wersje.




Po przemeblowaniu i przemalowaniu pokoju na nowo zakochałam sie w pastelach. Jeśli chodzi o stroje działam na dwóch frontach - albo czerń + złoto albo pastele i srebro.
Paznokcie to niby taki pikuś a ile dają do całosci ubioru ! Kupiłam 2 lakierki z h&ma , których jestem wieelką fanką ! Są małe ( mi sporo nie potrzeba ), tanie i trwałe. I te buteleczki, są takie słodkie :>
Trzeci lakier kupiłam w bazarku paryskim pod nazwą "wszystko po 2 euro", haha , lakiery akurat za 1,50 :)
Jakość przemilczę, ale czegoż oczekiwać od lakieru za 6 zł. Po pomalowaniu dwoma warstwami jest całkiem znośny. I ten kolor - baby blue to mój zdecydowany must have tego lata !


 

 


Szminka w kolorze "nude", o cudownej nazwie "Bardot ". Naturalne szminki wraz z czerwonymi to moje ulubione. Kiedyś używałam tylko błyszczyków, ale na dłuższą metę wyglądają sztucznie i tworzą nieprzyjemny efekt " śluzu " na ustach.
Oby moje usta wyglądały tak świetnie jak u pani Brigitte ;)

Poza tym kupiłam świetne , piękne perfumy z Zary . Opakowanie mnie totalnie oczarowało, zapach również. Jestem wielką fanką perfum, mogłabym je kupować na potęgę a potem nie używać. Staram sie to zmieniać, bo przecież kupuje je po to aby dodać czegoś wyjątkowego sobie a nie jako ozdoba pokoju .

W Paryżu miałam okazje przetestować chyba miliony perfum (  te codzienne wypady do ogromnych Sephor <3 ), w domu u babci było również kilka szklanych buteleczek z reszteczką Dolce & Gabbanów i Chloe które namiętnie rysowałam.
Moim faworytem jest zdecydowanie Daisy Marca Jacobsa które zajmują pierwsze miejsce na mojej wish liście. Ach, cudowny zapach *.*

Z kosmetyków sprawiłam sobie jeszcze delikatną kredkę do brwi , żeby nie podbierać wiecznie mojej siostrze. Jest idealnie dopasowana do moich jaśniutkich brwi i wygląda bardzo naturalnie. Udany zakup ;)


Co to byłby za wyjazd bez biżuterii.
Natrafiłam na przepiękną kolekcje w H&Mie - niby proste kształty, a jakie symboliczne.
Dwa naszyjniczki, bardzo delikatne ( muszę uważać ), które od razu zdobyły moje serce. Trójkąt, do którego czuje szczególny sentyment oraz koło, symbolizujące karmę.
Są krótkie , niesamowicie drobne i przepiękne.

Pierścionek z New Looka, również geometryczny, zdobiący cały paluch, oraz wymarzona, upatrzona, ostatnia bransoletka z przeceny.
Kocham biżuterie i szczerze przyznaje sie z ręką na sercu ze dbam o nią czasem nawet bardziej niż o samą siebie hahah.
Kolekcja zajmuje specjalne miejsce w toaletce, starannie wyselekcjonowana  i zadbana.


Jako właścicielka najsłodszego i najbardziej łakomego psa na świecie jakim jest mops mam obowiązek mieć fioła na punkcie rzeczy z wizerunkiem tego pomarszczonego stworzonka.
Piórniczek z H&Ma zdobył moje serce przy pierwszym spotkaniu i po prostu nie mogłam mu sie oprzeć, a te pastelowe połączenie kolorów jest niczym wisienka na torcie.

Tak, takie właśnie rzeczy kupują 18-to letnie panny, nie ma co ;p


Kilka ćwiczeń rozciągających, trochę poz z jogi i powrót o Polski.




Jest i supełek ;)

Wygodny strój na 2 godzinny lot , kapelusz dla odrobiny szyku i dużo tęsknoty do Polski.
Tak , tak, stęskniłam sie za własnym pokojem, Vinnym, lasem i wyciszeniem.
Paryż dał mi ogrooomnie wiele nie tylko pod względem rzeczy materialnych, ale pomógł znaleźć sens i inspiracje życia. Bez tego żadne dobra czy też pieniądze nie cieszą - są fantastycznym dodatkiem ale nie uważam aby stanowiły najwyższej wartości człowieka i jego życia.

Jestem niesamowicie wdzięczna za wszystko co dostaje : za możliwość rozwoju, podążania głosem serca, za wsparcie najbliższych, za przyjaciół. 
W Paryżu zrozumiałam jedno - że mam prawo dbać o siebie, o swoje marzenia i cele. Że nie muszę sie już więcej karać.

Najciekawsze jest to, że dbanie o samego siebie nigdy nie jest egoistyczne - jeśli traktujesz sama siebie dobrze, automatycznie zaczynasz też tak traktować innych.



Zostawiam was z świetnym filmikiem znalezionym jak zwykle "przez przypadek"
Ten gościu jest mega ! Polecam oglądnąć, bo jest na serio trafia w serce .


xoxo
Emilia


8/15/2014

La mode en France



Cześć kochaniiii !
( powyżej efekt 10-ciu herbat , słuchaniu pozytywnej muzyki i rysowanie do 12 nad ranem )


A już myślałam , że nic mnie tutaj nie zaskoczy.
A jednak.
Muzeum mody. Perfekcja !

 


Muzeum poświęcone modzie - czemu wcześniej nie wpadłam na to aby takiego poszukać ?
Na samym wejściu już drżałam z zachwytu. Oryginalne suknie, szkice projektów, dodatki. Czegoż chcieć więcej ?

Pozwolenia na fotografowanie.
Troszkę nagięłam dla Was prawo i cyknęłam kilka fotek ( pomimo tego że zostałam napomniana , a robienie zdjęć przypominało scenę z kryminału, w którym głównemu bohaterowi drżą ręce ze strachu przed strażą ) . Nie mogłabym  stamtąd wyjść bez jakichkolwiek udokumentowanych wspomnień.





Nie tyle stroje co stare ilustracje, okładki magazynów sprzed 60 lat ( i przepiękne klasyczne dodatki, od małego mama nazywała mnie "sroczką" bo kocham wszystko co małe, śliczne i błyszczące ) zrobiły na mnie największe wrażenie i wywołały podziw.

To mój świat , definitywnie. Czułam sie tam jak u siebie w domu. Otoczona twórczością, która ma na celu zmianę, wyrażenie siebie a nie tylko zarobienie grubej kasy i wyprodukowanie kiczu.



Klasyka gatunku, 100 % francuskiej mody. Berecik, czerń i biel oraz rękawiczki.
Wykonanie poszczególnych elementów, przeszycia - to wszystko wykonane jest z niesamowitą dokładnością, wyczuciem. Aż czuć miłość wykonania , szacunek dla kobiety która ma te rzeczy nosić. W tamtych czasach ( 1950-1960 ) kobieta nie była wychudzonym szkieletorem ledwo trzymającym się na nogach - była esencją, pięknem, wytwornością. Ale nie powiem, jak w każdej epoce nie mogło zabraknąć czegoś, co nie działa zbyt korzystnie na zdrowie, mianowicie...gorsety.


Kto jak nie kobieta mógł ocalić nas od więzienia jakim był ciasno ściśnięty gorset blokujący przepływ krwi, utrudniający oddychanie i miażdżący żebra ?
Oczywiście - Madamme Coco, której chylę sie nisko.


Bądź inna - przesłanie które szerzyła Chanel , którym staram sie kierować w życiu.
Na świecie za dużo jest nieszczęśliwych ludzi - czas oderwać się od nich i wybrać siebie.
Swoje cele, marzenia, inspiracje, energię, świadomość i radość.




Nie czuje , że wpasowuje sie w styl Paryża.

Czerń i biel nie są moimi kolorami. Bo w świecie nic nie jest ani czarne ani białe.
W świecie jest miejsce na całą gamę kolorów, poprzez szarości aż do czerwieni siły i żółci radości.

Kocham to miasto za piękno, luksus, za wyśmienite awokado, którego jest tutaj pełno , za niesamowity język.
Kocham to, że tutaj bardzo odkrywam siebie, dostrzegam gdzie i w którym momencie straciłam siebie, tą prawdziwą. Tutaj wszystko powraca do normy, do starego/nowego stanu rzeczy.

 Wiecie co jest fantastyczne ? Ze nawet jak zdarzy nam sie potknąć, obrać zły kierunek zawsze możemy zawrócić. Podnieść się, otrzepać i iść dalej. Bez względu na wszystko. A nauka wzbogaca nas jako ludzi.

Kierunek ? ---> ja sama.



Jestem całością. Jestem doskonałą taka jaka jestem. nie potrzebuje iść za tłumem, martwić sie o wszystko i tak na prawdę o nic.

Mogę iść rano pouśmiechać sie do słońca w lasie ( którego mi tutaj NIESAMOWICIE brakuje ), tańczyć w męskich bokserkach do szalonej muzyki , rysować po nocach a potem siedzieć nieżywa na lekcjach ( nie no ok, to trzeba wykreślić, szkoła jest ważna ).

 Mogę marzyć jak najęta, a potem tylko patrzeć jak te cudowne marzenia sie urzeczywistniają.
( ostatnio pisałam o Marcu Jacobsie i nie zgadniecie co wczoraj znalazłam w szafie kuzynki : sweterek tego projektanta + inne firmowe rzeczy. Większość była za dużo o 3 rozmiary ale co tam ! Samo przymierzanie dało mi mnóstwo frajdy ! )

Mogę cieszyć się z byle rzeczy, mogę gadać jak najęta o rzeczach o której moja rodzina nie ma pojęcia. Bo jeżeli mnie to uszczęśliwia to czemu mam tego nie robić? Najważniejsze że mam wokół siebie osoby które tak samo jak ja czują, myślą, podnoszą na duchu i są dla mnie niesamowitym wsparciem i inspiracją w dążeniu do celów i tworzeniu własnej rzeczywistości.

A wreszcie : Moge żyć. Kurde, to jest nawet moja powinność !



Takie proste, takie łatwe, takie oczywiste.
Tak samo jak :

Jabłka + cynamon. 

Ludzie, zabierzcie ode mnie pieczone jabłka, bo sie uzależniłam, hahaha ;)
Tutaj w Paryżu owoce są stosunkowo tanie i cała półka ugina się od nadmiaru owoców. Brzuch boli ale apetyt nienasycony ;) A w połączeniu z niesamowitą, intensywnie ciemną czekoladą, która rozpływa się na jeszcze ciepłych owocach - poezja.


A teraz najmocniej przepraszam, ale ta piosenka i moje bokserki wzywają do tańca ;)

xoxo
Emilia