Jestem przerażona przyszłością.
Na pewno w życiu każdego człowieka przychodzi moment wyboru - przymusowa edukacja powoli dobiega końca ( jeszcze tylko 82 dni szkoły i nie wiem czy mam się cieszyć czy martwić) ,
opieka rodziców trwać wiecznie nie będzie
a społeczeństwo jak i najbliżsi jednak nalegają na wybór szkoły wyższej.
Miałam już na siebie miliony planów do których dążyłam, ale jak na ten moment jestem bezradna - siedzę po środku bagienka zaległości, nieusprawiedliwionych godzin które zamiast w szkole spędziłam na kreatywnym tworzeniu w towarzystwie ciepłej kawusi w ulubionych kafejkach.
Życie jest jak poemat - raz piękne jak wschód słońca który budzi cię niespodziewanie w sobotni poranek a raz daje ci za przeproszeniem po mordzie .
Jak ostatnio pani pedagog stwierdziła - życie to nieustająca parabola - raz jest lepiej,
raz jedyne na co ma się ochotę to zakopać sie pod pierzynkę z stosem komiksów i nigdy nie wychodzić ( ok, z komiksami to moja propozycja przeżycia apokalipsy, nie sądzę, aby pani pedagog fascynowała się obrazkowymi historyjkami ).
I chyba jestem po ujemnej stronie osi.
Pierwszy plan to było wyjechać.
Jak najdalej.
Była w planach Australia, ale po ostatnich wakacyjnych 40-to stopniowych upałach moja fascynacja Australią stopniała.
Potem Anglia - piękny kraj, piękny język, piękni rudzi mężczyźni ( mam ogromna słabość do rudych , nic na to nie poradzę), jednakże koszty związane z studiami oraz mieszkaniem przerosły moje możliwości i środki.
Pozostało zostać w naszej, mniej lub bardziej przekonującej Polsce.
Po ostatniej klasowej wycieczce do stolicy , po głowie nieustannie chodzi mi ASP ,
znając moje poświecenie jestem w stanie przygotować 20 prac do maja,
ale wizja 5 lat ślęczenia na uczelni trochę kłóci sie z moim dzikim wnętrzem,
które nie cierpi zasad oraz przymusu.
A więc cóż mam ze sobą począć?
Jak na razie wiem, że choćby nie wiem co, zawsze będę tworzyć, bo rysowanie w moim życiu jest jak tlen dla płuc - bez tego ani rusz !
Nie przestaję marzyć, ale dorastając, moje marzenia stają sie bardziej realne, bardziej przyziemne.
Czy to dobrze ?
Okaże sie w przyszłości.
Jak na razie obrałam sobie za cel przeżycie tych 82 dni, staranie się nie dopuszczać myśli samobójczych do siebie oraz spróbować nie opuszczać tylu dni w szkole.
A no i maturę przydałoby sie zdać.
Życzę wam miłego tygodnia, sobie również, bo czeka mnie sporo wyzwań.
Ale damy rade !
xoxo
Emilia
Ps. Obiecuje Wam, że jak skończy się ta cała dżungla z klasą maturalną, wrócę tu na stałe, dajcie mi tylko czas i prześlijcie troszkę pozytywnej energii, bo moja jak na razie chyba została Węgrzech, gdzie spędziłam wakacje .
Psps. Zdjęcia wykonała moja bardzo dobra znajoma z klasy, także troszkę perfidnie podkradłam jej fotki ( oprócz pięknego cytatu, który sama zdołałam złapać, jest na prawdę bardzo inspirujący i prawdziwy ! )
ale niestety jak niektórzy dobrze wiedzą , z Iphonem długo nie da sie zwiedzać, bo momentalnie się wyładowuje.
Zostawiam was z fajną przemową zatytułowaną " Sztuka bycia sobą", troszkę czasu zajmuje, potrzeba znać angielski, ale myślę warto ;)
może to zabrzmi niezręcznie, ale po przeczytaniu tego posta poczułam się trochę pewniej. dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam kompletny mętlik w głowie. podobnie jak Ty jestem w klasie maturalnej i coraz bardziej czuję się przytłoczona, kiedy zewsząd słyszę co kto planuje studiować, gdzie, od kiedy i właściwie odnoszę wrażenie, że każdy ma już zaplanowany najbliższe kilkanaście lat swojego życia. a ja NIE WIEM. ludzie patrzą na mnie jak na kosmitę, bo przecież w klasie maturalnej powinno się już być określonym. no cóż, pozostaje mi łączyć się z Tobą w tym niezdecydowaniu, ale też zwrócić Twoją uwagę, że mimo wszystko nie jesteś jedyna. może nie każdy musi mieć harmonogram na życie od początku do końca. może to przyjdzie z czasem. spróbujmy się nie zamartwiać na zapas, chociaż wiem, że nie jest łatwo, to po prostu pozwólmy, żeby to powoli jakoś samo się układało. poza tym Ty zawsze masz pasję - rysowanie. to bez względu na wszystko zawsze z Tobą będzie, a jeśli się coś naprawdę robi z miłością to prędzej czy później jakoś do Ciebie wraca, głęboko w to wierzę. trzymaj się ciepło w te chłodne jesienne wieczory i nie przejmuj się tak bardzo. jakoś damy sobie radę, nie mamy wyjścia! :)
OdpowiedzUsuńTen etap życia jest bardzo niezręczny, niby jesteśmy dzieciakami a jednak jedną nogą już dorośli.
UsuńAle myślę ze , tak jak napisałaś, życie samo pokaże co mamy robić.
Fajnie że nie jestem sama z tym życiowym bałaganem , w sumie, możemy założyć klub "ŻYCIOWO NIEOGARNIĘTYCH :) "
Kochana, jestem obecnie w bardzo podobnej sytuacji. W połowie października nagle coś pękło i zamiast chodzić do szkoły, ja siedziałam w swoim bagnie rozpaczy. Próby odwiedzenia szkoły kończyły się pójściem na dwie, w porywach cztery godziny lekcyjne. Ciężko mi jest się pogodzić z przymusem nauki rzeczy, które mnie nie pasjonują, a dodając do tego kiepski stan psychiczny i kompletny brak pojęcia o tym, co chce się robić w życiu...ciekawie nie jest.
OdpowiedzUsuńAle wierzę, że uda Ci się ogarnąć ten chaos i odgonić myśli, trzymam za Ciebie kciuki z całych sił <3
Od jutra staram się wrócić do szkoły i jakoś przeżywać te dni. Myślami będę Cię wspierać, trzymaj się ciepło!
Najgorzej jest z psychiką - szkołą szkołą, ale jak człowiek sam ze sobą źle się czuje, bywa momentami bardzo kiepsko.
UsuńTeż muszę chodzić do szkoły, grunt że zostało niewiele czasu, to mnie jakoś podczytuje w pozytywnym myśleniu. Też będę za ciebie trzymać mocno kciuki, na pewno znajdziesz coś odpowiedniego dla siebie, tylko nie ma co sie ograniczać, trzeba eksperymentować.