8/15/2014

La mode en France



Cześć kochaniiii !
( powyżej efekt 10-ciu herbat , słuchaniu pozytywnej muzyki i rysowanie do 12 nad ranem )


A już myślałam , że nic mnie tutaj nie zaskoczy.
A jednak.
Muzeum mody. Perfekcja !

 


Muzeum poświęcone modzie - czemu wcześniej nie wpadłam na to aby takiego poszukać ?
Na samym wejściu już drżałam z zachwytu. Oryginalne suknie, szkice projektów, dodatki. Czegoż chcieć więcej ?

Pozwolenia na fotografowanie.
Troszkę nagięłam dla Was prawo i cyknęłam kilka fotek ( pomimo tego że zostałam napomniana , a robienie zdjęć przypominało scenę z kryminału, w którym głównemu bohaterowi drżą ręce ze strachu przed strażą ) . Nie mogłabym  stamtąd wyjść bez jakichkolwiek udokumentowanych wspomnień.





Nie tyle stroje co stare ilustracje, okładki magazynów sprzed 60 lat ( i przepiękne klasyczne dodatki, od małego mama nazywała mnie "sroczką" bo kocham wszystko co małe, śliczne i błyszczące ) zrobiły na mnie największe wrażenie i wywołały podziw.

To mój świat , definitywnie. Czułam sie tam jak u siebie w domu. Otoczona twórczością, która ma na celu zmianę, wyrażenie siebie a nie tylko zarobienie grubej kasy i wyprodukowanie kiczu.



Klasyka gatunku, 100 % francuskiej mody. Berecik, czerń i biel oraz rękawiczki.
Wykonanie poszczególnych elementów, przeszycia - to wszystko wykonane jest z niesamowitą dokładnością, wyczuciem. Aż czuć miłość wykonania , szacunek dla kobiety która ma te rzeczy nosić. W tamtych czasach ( 1950-1960 ) kobieta nie była wychudzonym szkieletorem ledwo trzymającym się na nogach - była esencją, pięknem, wytwornością. Ale nie powiem, jak w każdej epoce nie mogło zabraknąć czegoś, co nie działa zbyt korzystnie na zdrowie, mianowicie...gorsety.


Kto jak nie kobieta mógł ocalić nas od więzienia jakim był ciasno ściśnięty gorset blokujący przepływ krwi, utrudniający oddychanie i miażdżący żebra ?
Oczywiście - Madamme Coco, której chylę sie nisko.


Bądź inna - przesłanie które szerzyła Chanel , którym staram sie kierować w życiu.
Na świecie za dużo jest nieszczęśliwych ludzi - czas oderwać się od nich i wybrać siebie.
Swoje cele, marzenia, inspiracje, energię, świadomość i radość.




Nie czuje , że wpasowuje sie w styl Paryża.

Czerń i biel nie są moimi kolorami. Bo w świecie nic nie jest ani czarne ani białe.
W świecie jest miejsce na całą gamę kolorów, poprzez szarości aż do czerwieni siły i żółci radości.

Kocham to miasto za piękno, luksus, za wyśmienite awokado, którego jest tutaj pełno , za niesamowity język.
Kocham to, że tutaj bardzo odkrywam siebie, dostrzegam gdzie i w którym momencie straciłam siebie, tą prawdziwą. Tutaj wszystko powraca do normy, do starego/nowego stanu rzeczy.

 Wiecie co jest fantastyczne ? Ze nawet jak zdarzy nam sie potknąć, obrać zły kierunek zawsze możemy zawrócić. Podnieść się, otrzepać i iść dalej. Bez względu na wszystko. A nauka wzbogaca nas jako ludzi.

Kierunek ? ---> ja sama.



Jestem całością. Jestem doskonałą taka jaka jestem. nie potrzebuje iść za tłumem, martwić sie o wszystko i tak na prawdę o nic.

Mogę iść rano pouśmiechać sie do słońca w lasie ( którego mi tutaj NIESAMOWICIE brakuje ), tańczyć w męskich bokserkach do szalonej muzyki , rysować po nocach a potem siedzieć nieżywa na lekcjach ( nie no ok, to trzeba wykreślić, szkoła jest ważna ).

 Mogę marzyć jak najęta, a potem tylko patrzeć jak te cudowne marzenia sie urzeczywistniają.
( ostatnio pisałam o Marcu Jacobsie i nie zgadniecie co wczoraj znalazłam w szafie kuzynki : sweterek tego projektanta + inne firmowe rzeczy. Większość była za dużo o 3 rozmiary ale co tam ! Samo przymierzanie dało mi mnóstwo frajdy ! )

Mogę cieszyć się z byle rzeczy, mogę gadać jak najęta o rzeczach o której moja rodzina nie ma pojęcia. Bo jeżeli mnie to uszczęśliwia to czemu mam tego nie robić? Najważniejsze że mam wokół siebie osoby które tak samo jak ja czują, myślą, podnoszą na duchu i są dla mnie niesamowitym wsparciem i inspiracją w dążeniu do celów i tworzeniu własnej rzeczywistości.

A wreszcie : Moge żyć. Kurde, to jest nawet moja powinność !



Takie proste, takie łatwe, takie oczywiste.
Tak samo jak :

Jabłka + cynamon. 

Ludzie, zabierzcie ode mnie pieczone jabłka, bo sie uzależniłam, hahaha ;)
Tutaj w Paryżu owoce są stosunkowo tanie i cała półka ugina się od nadmiaru owoców. Brzuch boli ale apetyt nienasycony ;) A w połączeniu z niesamowitą, intensywnie ciemną czekoladą, która rozpływa się na jeszcze ciepłych owocach - poezja.


A teraz najmocniej przepraszam, ale ta piosenka i moje bokserki wzywają do tańca ;)

xoxo
Emilia

3 komentarze:

  1. Uwielbiam francuski szyk. Powinno być więcej muzeów mody ;)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam Cię za odwagę co do zrobienia tych zdjęć. ;)
    Haha, ja też uzależniłam się od jabłek... ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju muszę zobaczyć to muzeum kiedyś! Koniecznie! Jakie piękne zdjęcia i te ubrania, i szkice, i ta ściana z okładkami Elle, niebo <3
    Ja na razie jestem na etapie stracenia siebie i wszczęcia poszukiwań Prawdy, zobaczymy co z tego wyniknie. Niesamowity wpis, zawsze twoje posty dają tyle pozytywnej energii :)

    OdpowiedzUsuń